piątek, 2 stycznia 2009

Pekin

24/09/2005, 12:36:03
Kochani,
Troszkę więcej wiadomości od nas. Po pierwsze minął juz pierwszy tydzień naszej podroży. Po drugie jeszcze dwa tygodnie przed nami. Tak mógłbym szybko zakończyć ten email.. Ale pozwolicie ze napisze troszkę więcej i upewnię was ze jesteśmy zdrowi i żywi. (Sorry za literówki, ale w naszym hostel-u, przy tym komputerze prawie nic nie widać. Mówię o klawiaturze.) Co w takim razie robiliśmy przez ten tydzień? Po pierwsze, jak niektórzy z was wiedzą, dotarliśmy do Pekinu z niemałymi przygodami. Szlag mnie trafia jak mam kontakt z LOT-em. I tym razem się potwierdziło, że najlepiej to latać każdą inna linia lotnicza, tylko nie Lot-em. Byliśmy o jeden dzień później w Pekinie. Na szczęście mieliśmy w perspektywie 3 tygodnie, i po awanturze na lotnisku (było nas 8 osób), zakwaterowaniu w Marrott-cie w Warszawie, ostatecznie wylądowaliśmy szybo i bezpiecznie w Pekinie. Po drodze spotkaliśmy bardzo sympatyczna Chinkę, która pracuje na Politechnice w Warszawie. My jej pomogliśmy w Warszawie i Frankfurcie, a ona ze swoim kolegą wsadziła nas w taksówkę w PEK i szybko ( w ciągu 45 minut) dotarliśmy do naszego Hostel-u... No może HOTELU. Ale gdzie ostatecznie się znaleźliśmy? Musze powiedzieć, że mieliśmy niezłego nosa. Wylądowaliśmy (?) ok. 15 min. (na nogach) od samego Tienanmem. Plac w rzeczywistości jest znacznie większy niż się wydaje na zdjęciach z masakry w 1989 roku. Tłumy chińczyków wokół mauzoleum Mao. On sam na bramie do zakazanego miasta. Było czadowo!!! Nasz hotel jest w tzw. hutongach, czyli starym mieście. Warunki, które tu panują są spartańskie. Ale jest BARDZO czysto. Są toalety dla mieszkańców i choć dla niektórych, którzy tu w Azji są po raz pierwszy mogłoby się wydawać niebezpiecznie, jest TU bardzo bezpiecznie..

Drugi dzień stał pod znakiem Zakazanego Miasta (Forbidden City). Ogrom i przesyt tego miejsca jest niezwykły. Wystarczy sobie wyobrazić, że był taki okres ok. 15 wieku, gdzie w Zakazanym Mieście mieszkało ponad 70 tys. eunuchów. Nie wspominając konkubin, Cesarza i Cesarzowej. Troszkę się naraziłem w Zakazanym Mieście, bo filmowałem tron cesarski. A to jest zakazane i policja pilnuje każdego niesfornego turystę. Udawałem jednak "Greka" i mi się kilka razy upiekło. Po południu pojechaliśmy zobaczyć najbardziej znana świątynię tybetańska poza Tybetem. A oprócz tego oczywiście strasznie zniszczoną, ale już odbudowaną świątynię Konfucjusza. Wieczorem zabrałem Magdę na występy akrobatów. Tego to juz w ogóle się nie da opisać. To trzeba po prostu zobaczyć. Matko Boska, co ludzie potrafią zrobić ze swoim ciałem! Mówię o akrobatach, a nie o sobie!

Trzeci dzień w Pekinie obejmował zwiedzanie wspaniałego Pałacu Letniego! Ale mieliśmy uciechę nie tylko oglądając wspaniale aleje, świątynie, posągi Buddy, czy też 700. korytarzy z drewna, ale także obserwując setki przebywających w parku chińczyków. Całe rodziny jedzące, spacerujące, krzyczące lub bawiące się. Jezioro, wokół, którego powstał Pałac Letni jest jak z typowego, kupowanego w latach 70. chińskiego obrazka. Jeśli możecie sobie wyobrazić: niebieskie jeziorko, w oddali pagodę (na wschodzie), pałac( na zachodzie), dziesiątki lodek pływających po wodzie. Wszędzie kilkusetletnie cyprysy. Czar, magia. Tak to właśnie wyglądało.

Czwarty dzień stal pod znakiem Muru. Muru Chińskiego oczywiście. Był to dzień, kiedy nie omal, co wyzionąłem tam ducha. Bo oczywiście nie pojechaliśmy z nasza ekipą z hostel-u do najbardziej turystycznej miejscowości, jak pan Bóg przykazał, ale zdecydowaliśmy się pojechać ok. 3h od Pekinu. Tam gdzie chodzą po murze tylko wyczynowcy. Mur był tylko w niewielkim fragmencie odrestaurowany. Większość została zachowana tak jak przed kilkuset laty. Były wiec urwiska, schody, (których właściwie nie było). Zapomniałem dodać o 35 wieżach, przez które przeszliśmy. Magdusia śmigała jak gazela. Ja umierałem. Ale później przyznała, że tez było trudno. Na szczęście wynajęliśmy 2 panie (przygodnie spotkane na murze?), które nas prowadziły. Na szczęście w pewnym momencie przejęły mój plecak. Nie protestowałem! Wieczorem, po 12 godzinnej wycieczce poszliśmy uraczyć nasze stopy fantastycznym masażem wykonywanym przez niewidomych masażystów. Dzięki temu "wkroczyliśmy" w kolejny dzień znacznie pewniejszym krokiem!

Wczoraj, wierzcie nam, nie mieliśmy mimo wszystko siły na kolejne zwiedzanie. Po 2 godzinnej wizycie w kasach rożnych linii lotniczych, gdzie kupiliśmy bilety na kolejne trasy, poszliśmy w miasto. Nie tylko spróbowaliśmy po raz kolejny fantastycznego jedzenia (nie ma nic wspólnego z tym, co jemy w Polsce. Napiszę innym razem o kulinarnych ekscesach), ale oglądaliśmy nowoczesny Pekin. Taki z XXII wieku. I jakie były nasze spostrzeżenia? Jak dom towarowy, to największy na świecie. Jak ulica, to nie mniej niż 10 pasów. Jak promocja, to minimum 60% obniżki. Szał. Szał. Szał. Byliśmy jednak bardzo rozsądni, ale wpadliśmy i tak w spirale promocji. Dlaczego? Bo jak coś kupiliśmy coś w promocji to dostawaliśmy kolejne kupony na następne promocje. Jakoś w Pekinie zasada, że „promocje się nie łączą” nie działała! Wczoraj także mieliśmy czas nieco lepiej zaplanować kolejne etapy naszej podróży.

Już za 15 minut wsiadamy w taxi i jedziemy na dworzec (to zupełnie inna historia, jak udało nam się kupić bilet kolejowy, ale nie mam niestety czasu na zbyt długie się rozpisywanie) i jedziemy pociągiem sypialnym 13 godzin do Xi'an zobaczyć to, o czym marzyłem, czyli Armię Terakotowych Żołnierzy. Wiem, że TO będzie COŚ. Później we wtorek jedziemy do Chengdu. To będzie juz blisko Tybetu. Mamy nadzieje nacieszyć się nie tylko pięknymi widokami, ale także kulturą Tybetu. Później 01 października jedziemy do Guillin. Najbardziej znanej miejscowości wypoczynkowej. Później do Youngshou. Tam będzie słodko i będziemy jeździć na rowerach po chińskiej wsi. W Szanghaju wyładujemy 5 października.

No to biegnę. Jeszcze tylko łyk zielonej herbaty i wsiadamy do pociągu. Trzymajcie za nas kciuki. Damy znak jak uda nam się umieścić kilka zdjęć na naszych stronach w Internecie!

Pozdrawiamy
Jacek & Magda
Ps.1. Ewcia,
Proszę przeczytaj ten list Mamie! Dziękujemy za sms-y, i opiekę nad Frankiem! Monika: buziaki dla Marysi! Niech nam rośnie!!!
Ps.2 sorry za wpadki językowe, błędy i literówki etc...

Brak komentarzy: