piątek, 2 stycznia 2009

Xi'an

26/09/2005, 15:23:53
To myyyyyyyyyyyyy! Tym razem z Xi'an. Może dzisiaj nie będę brzmieć zbyt optymistycznie i długo nie będę w szczegółach opisywać historii, ale losy podróżników bywają różne i w dodatku zmienne. Podróż do Xi'an mieliśmy fantastyczną. Na prawdę. Polski Wars jeszcze musi się dużo nauczyć być świadczyć takie usługi jak tutejsze koleje. Dodam, że państwowe. Pociąg do Xi'an jechał tylko13 godzin a w tym czasie przemierzył (bagatela, tylko 1.100 km). Warunki były komfortowe. Sami zobaczycie na filmie, bo nie mogłem tego nie nagrać: 4 kuszetki w przedziale, DVD, słuchawki, pościel, kapcie, łazienka do mycia, toaleta, restauracje ( nie jedna) pani na każde zawołanie etc. I w dodatku pociąg przyjechał do stacjo docelowej 2 min. przed czasem.

Xi'an przywitało nas FATALNĄ pogodą. Nie ma jak deszcz w czasie urlopu. To lubimy. To wszyscy wiemy. Ale deszcz w Chinach nie pada 1 godzinę, tylko przynajmniej 1 dzień. Bywa, że i dwa. To było przywitanie na dworcu w Xi’an. A już chwilę później myśleliśmy, że dostaniemy zawału serca, jak po zapłaceniu za hostel udaliśmy się do naszego pokoju. „Pokoju” to może za duże słowo. Uciekliśmy na miasto. I tu kolejna niespodzianka. Bliskie Magdy „spotkanie 3 stopnia” ze złodziejem. Moja żonka użyła jednak siły argumentu i facecik uciekł. Ja nawet tego incydentu nie zauważyłem. Później były juz tylko przyjemności. Chodzenie po dzielnicy muzułmańskiej. To niesamowite, że tu, w Chinach, czuliśmy się przez moment jak w Maroku. Meczety. Towarzyszący naszemu zwiedzaniu śpiew Muezina w tle i w dodatku super jedzenie. A propos jedzenia, to także wczoraj odkryliśmy niezwykle miejsce, ogromny bar, gdzie można było zjeść przysmaków kuchni wszystkich kontynentów. Tak, więc zamiast wracać do naszego „hostel-u”, spędziliśmy tam ponad 2 godziny racząc się nie tylko sushi, ale także sukijaki, małżami, krabami, ośmiornicami, i niezliczonymi ilościami innych skorupiaków, mięs, których nie jesteśmy w stanie nazwać. Do Xi'an nie przyjechaliśmy po to żeby tylko jeść i zwiedzać dzielnice muzułmańską lub też zbudowane w XIV wieże dzwonnicze lub bębnowe (kurcze nie wiem, po angielsku to „drum tower”!).
Celem była Armia Żołnierzy Terakotowych. I udało nam się zobaczyć ten CUD właśnie dzisiaj.
Ale oczywiście nie mogliśmy zachować się jak typowi turyści, więc, aby zobaczyć żołnierzyków udaliśmy się na wycieczkę z grupa chińskich związkowców. Od razu poczuliśmy się też jak członkowie Partii Komunistycznej ( to niby nie to samo, ale prawie). Pani przewodnik, w małym minibusie (niby na 14 pasażerów, ale zmieściło się 18 osób) nie mówiła do nas normalnie, tylko korzystała z megafonu (dokładnie tę scenę można obejrzeć na filmie). Problem był w tym, że nie mówiła bynajmniej do nas po angielsku, ale po chińsku z elementami angielskiego. Elementem zazwyczaj było słowo OK. Powtórzone pewnie 145 razy. Zamiast nas najpierw zawieźć do Armii, związkowcy ciągali nas po jakichś 4 kretyńskich muzeach, pseudo muzeach. Widzieliśmy, i nawet rozmawialiśmy z jednym z 4 panów (dość sędziwych), którzy to w 1976 roku, ot tak, przypadkiem; orząc na polu - natknęli się na Armię; widzieliśmy miejsce gdzie Chang, Hai Shek, nikczemny „karzeł reakcji”, „piesek i sługa armii japońskiej” ukrył się przed Armia Czerwona. Zaliczyliśmy jeszcze dwa cholerne miejsca podobnego autoramentu min. mauzoleum jakiegoś debila, który wymordował wszystkich z dynastii Ming!
Doszło miedzy nami prawie już do bojki, i wzywania policji, bo Ci kretyni na muzeum „karła reakcji” przeznaczyli 1 godziny, a na zwiedzanie Armii niecałe 2. No, ale my udawaliśmy takich samych kretynów, jak oni. Swoje widzieliśmy, a „oni”, czyli związkowcy, musieli na nas czekać i w dodatku zmusiliśmy „ich” do zapłacenia za taksówkę do centrum miasta!

Armia sprawia wrażenie jak żywej. Trzy odkrywki są na prawdę olbrzymie. Jedna z nich ma nawet, chyba, 125m x 95m, a ilość tych żołnierzy jest ogromna. Wyglądali jakby zastygli w szyku bojowym. Pierwsze rzędy to łucznicy i kusznicy(?). Kolejne to kawaleria. A następnie w szyku gotowym do walki młodsi i starsi oficerowie. Wyglądali pięknie i dostojnie. Wrażenie niesamowite i niezapomniane.
Brakowało tylko jednego: broni. Każdemu z nich zabrano broń zrobiona z brązu i wywieziono do innego muzeum. Same odkrywki są świetnie zorganizowane. My wyposażeni w kamerę i dwa aparaty z wypiekami chodziliśmy i robiliśmy zdjęcia. Nie będziemy was zanudzać setkami zdjęć (bez flash-u), pewnie pokażemy tylko kilka charakterystycznych sylwetek. Okazało się jednak, że dla nas, największą atrakcja tego muzeum były rydwany pogrzebowe w skali 1:2 całe wykonane z brązu. Wyeksponowane w kolejnej odkrywce, zapierały dech w piersiach. No, bo jak to możliwe, że istnieją ponad 2 tysiące lat? Nikt o nich niczego nie wiedział? W zapiskach poszczególnych cesarzów nie było na ich temat żadnych wzmianek? A one stoją tak sobie; tak jakby jakiś artysta
stworzył je zaledwie kilka lat temu. Zdjęcia niestety nie oddadzą tej wspanialej atmosfery i naszego zaciekawienia.

A co jutro? Jutro jeszcze rano musimy przebiedować w Xi'an, a po południu lecimy do Chengdu. Na południowy zachód od Xi'an. Tam to się będzie dopiero działo, będziemy na obrzeżach Tybetu. Mamy nadzieje, że zakwaterowanie będzie fajne, – bo w Xi’an nas załamało!

Pozdrawiamy was serdecznie i napiszcie do nas kilka slow.
No, bo co mamy PiS. Kaczory PRECCCCCCCCCCCCCCCCCCCCCZZZZZZZZZZZZZZZZZZZZ!!!!
Magda i Jacek z Xi'an

Ps. Sorry za błędy, ale klawiatura jest zupełnie inna. Spell check po angielsku i chińsku wiec cały czas, co mi się zmienia. Robimy blokingi na następne noclegi, więc czas ucieka. Dostałem sygnały, ze relacje ode mnie są w pewien sposób oczekiwane. Nie wiem tylko, w jaki, ale może to wyjaśnimy sobie po powrocie.

Brak komentarzy: